środa, 25 kwietnia 2012

~Rozdział 2


   Cholernie zimno. Cudem udało mi się wytahać z domu, jakoś unikając mojego ojca. To był impuls, ale … co miałem zrobić ? Byłem tak masakrycznie wkurwiony swoją bezradnością, że szkoda słów. Nie chce ich widzieć.

   Zmierzałem powoli ku domu mojego kumpla. Jego rodzice praktycznie nie bywali w domu – wizyty w innych szpitalach, nocne zmiany, operacje i inne pierdoły. Szczęściarz. Jak już wspomniałem, było wykurwiście zimno. Tokio zostało hojnie obdarzone grubą warstwą śniegu, a jakby tego było mało, cały czas nadal padało. Zdrętwiała mi ręka od tego zimna. … Coś jeszcze ? Nie mieszkał tak daleko, ale ta paskudna pogoda sprawiała, że droga ciągnęła mi się niemiłosiernie.  Jedyna myśl, która przychodziła mi do głowy była lekarstwem na to wszystko, co się wydarzyło – alkohol. Dużo alkoholu. W sumie miałem sporo czasu, Kenji pewnie poszedł do szkoły. Westchnąłem ciężko i zatrzymałem się przy murku do czyjegoś ogrodu, tuż przy rogu ulicy. Poprawiłem sobie torbę na ramieniu i strzepnąłem ręką trochę śniegu. Zapiekła nieznośnie. Tak to jest jak się nie bierze rękawiczek. Przysiadłem sobie kulturalnie i już mniej grzecznie wyciągnąłem papierosa. Gdy wypaliłem już pół, jakaś staruszka spojrzała na mnie z dezaprobatą. Wystawiłem jej język.

   Zawsze miałem zapasowy klucz. Wspólnie z Kenjim stwierdziliśmy, że  gdy po raz 4 wpadałem do jego pokoju przez okno, tak będzie lepiej. Przerażające jest to, jak bardzo potrafimy się zalać. Na luzie wszedłem do przedpokoju i zdjąłem buty. Jego rodzice byli minimalistami – dom jakoś niespecjalnie ociekał bogactwem. Myślę, że dlatego czułem się tu tak swobodnie. Najpierw skierowałem się do kuchni, dobierając się do lodówki. Była dopiero 10,40. Byłem gotowy umrzeć z nudów. Serio. Wyciągnąłem pudełko z uroczą karteczką „ Synku nie będzie nas przez parę dni, zajmij się sobą i pamiętaj o urodzinach Keia” i rozwaliłem się na kanapie w salonie. Z wrednym uśmieszkiem sięgnąłem po telefon. „ Właśnie wpierdalam twój obiad, frajerze”. Ngahaha.
- No co ty kurwa nie powiesz ? – na schodach stał Kenji, patrząc się na mnie morderczym wzrokiem z telefonem w ręku. Zadławiłem się kawałkiem kurczaka.
- Co ty tu robisz ?
- Jestem chory ciołku.
- Patrz jak się dobrze składa. Właśnie ..
- Lepiej powiedz co znowu zrobiłeś.


   - Maji de ? – Kenji popatrzył się na mnie wielkimi oczami, próbując rozgryźć porcję makaronu, którą właśnie wpakował sobie do buzi. Ja natomiast połknąłem kolejną szklaneczkę sake. Płyn palił moje gardło, w jakiś sposób dając upust nagromadzonym emocjom. Nie pomyślcie sobie, że jestem jakiś alkoholikiem – naprawdę nie pije aż tak często, ale teraz tego potrzebowałem. Alkohol powoli uderzał mi do głowy, oddalając słowa mojego kuzyna. „Zabiorą cię”. – Kei ?
- Co ? Ah, no tak.
- To jest serio jakieś pojebane – spojrzałem na niego dobitnie.
- No co ty.
- Spoko, spoko, możesz zostać ile chcesz. To nie problem.
- Kenji, nie o to chodzi.
- A więc ?
- Mam za tydzień urodziny ? Kończę 17 lat ? I tak dalej ?
- No ale stary, co ja mam ci powiedzieć ? Że co ? Że nie znikniesz ? – zrobił poważną minę, przełykając żarcie. Patrzył się na mnie przez chwilę, nagle wybuchnął śmiechem. Co za idiota.
- Naprawdę to jest aż takie śmieszne? – warknąłem, prychając. To wywołało w nim JESZCZE większy atak śmiechu. Serio, z kim ja się przyjaźnię ? – Przestań się śmiać, kretynie – wyciągnąłem sobie spod pleców poduszkę i zdzieliłem go po głowie. Zadławił się własną śliną, wpadając w większe konwulsje.
- N-nie mogę, hahahaha – ryknął, spadając z sofy i śmiejąc się na podłodze.
- Czy ty przypadkiem nie miałeś być chory ?


   - Lesteś oklopny wies ?
- Co tam mamroczesz ? Wyjmij już ten termometr ciołku.
Siedziałem tam już 6 dzień i zajmowałem się tym kretynem. Co poradzić – jest nieporadny jak dziecko. Matka wydzwania, zapewne dyrektor dzwonił do domu. Chuj z tym. Kenji wyjął obśliniony termometr i zmrużył oczy, próbują dostrzec coś na małym urządzeniu. Westchnąłem i wyrwałem mu go.
- 38,9, gratuluję.
- No cooo.
- Nawet nie waż się wstawać. Jak tak dalej pójdzie będę musiał cie zawlec do twojej matki.
To była moja kara prawda ? Zła karma ? Gniew bogów ? Nie dość że miałem przesrane w domu to jeszcze muszę się bawić  w niańkę. I na dodatek za jeden dzień miałem zniknąć. Można powiedzieć że się tego boję . Ale to nie jest strach przed pożarciem przez dinozaura, tylko raczej lęk przed nieznanym. Dziwne uczucie – tajemnica mojego życia miała się rozwiązać za jakieś 27 godzin. Jestem gotowy na wszystko – nawet na Vadera wychodzącego z szafy.
- Idę spać – mruknąłem, podsuwając pod jego łóżko butelkę wody. Wymruczał coś w stylu „’noc”, odwracając się do ściany. Wolałem się nie zarazić, dlatego spałem w pokoju dla gości. Byłem pewny, że nie zasnę, więc wszedłem do pomieszczenia i siadłem na łóżku. Świeciła się tylko mała lampka, rogi pokoju były pogrążone w nieprzyjemnej ciemności. Naprawdę nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Zrezygnowany położyłem się na łóżku, wpatrując się w sufit. Od okna, które znajdowało się tuż obok łóżka, biło przeszywające zimno. Nie dziwię się, czemu Kenji cały czas ma katar. Nawet nie wiem ile tak leżałem. Godzinę, dwie. Oczy same mi się zamykały . Ciekawe co dzisiaj było w szkole…


   - … Kuroneko, nie denerwuj mnie i spieprzaj stąd. Poradzę sobie. – zamarłem. Głęboki, chłopięcy głos odezwał się za moimi plecami. Lampka była zgaszona, a moje oczy nie chciały się tak szybko przyzwyczaić do ciemności mimo tego, że miałem ścianę przed nosem.
- Ale Neris, ja chce go zobaczyć – tym razem był to dziewczęcy, dziecinny, nieco sfochany głosik.
- Nie ma ale, i siedź cicho bo się obudzi. – ups. Ciche szemranie poprzedzone sykiem ucichło, a w pokoju zrobiło się jakby luźniej. Wnioskując po głosie chłopak westchnął. Poczułem, jak zbliża się do łóżka i wpatruje we mnie. Z całych sił starałem się udawać, że Spie, i chyba przeszło, bo dziwny ktoś trącił lekko moje ramię. Co robić co robić co robić.
- Ej , Kei tak ? Obudź się – mruknął, nieco mocniej mnie trącając. Podparłem się na łokciu, nie odwracając się. Właśnie teraz miała się wyjaśnić tajemnica mojego życia. Ale zaraz, co ?
- Nie pomyliły ci się daty ?  - spytałem zaskoczony, odwracając się. Przełknąłem ślinę, gdy napotkałem wzrok lawendowych tęczówek. Przyrzekam, były FIOLETOWE. Wybijały się z ciemności na tle bladej cery. Poniżej znajdowały się pełne, wyszczerzone w uśmiechu usta. Było w nim coś dziwnego, nie z tego świata. Miał hebanowe włosy, całkowicie ginął w czerni. Wpatrywał się we mnie podekscytowany.
- Ah, rzeczywiście. Mam sporo kłopotów przez to, że uciekłeś z domu.  Musimy iść.
- He ?
- Nah, nie ma teraz czasu. Ubierz spodnie i idziemy – wstał, patrząc się na mnie znacząco.  Już otwierałem usta, żeby coś powiedzieć, jednak widząc jego spojrzenie zamilkłem. Nie miałem zielonego kurwa pojęcia co tu się dzieje. Nie wiedziałem kim był, więc wolałem nie ryzykować. Wstałem i sięgnąłem po rurki. Chłopak bez krępacji przypatrywał się mi, omiatając wzrokiem moje bokserki. Udając, że tego nie zauważyłem, wciągnąłem spodnie na nogi, założyłem trampki i stanąłem przed nim. Był wyższy o jakieś ¾ głowy, trochę potężniejszy, ale aż tak się nie różniliśmy. Uśmiechnął się, ukazując ostry kieł i bez słowa złapał mnie za rękę.
- Chodźmy.


   Możecie stwierdzić, że mam coś na bani. Że jestem totalnie poryty. Pojebany. Chory psychicznie. Ale wtedy przeszedłem przez ścianę. On po prostu złapał moją dłoń i wszedł ze mną W ŚCIANĘ. A nie mówiłem ? Wiedziałem że będzie tak myśleć.
Nie zdążyłem nawet się zaprzeć. Oczywiście spodziewałem się, że zwyczajnie w nią walnę i najwyżej będę miał guza na pół głowy. Ale nie. Po prostu przez nią przepłynęliśmy. Dosłownie. Gwałtownie zachłysnąłem się powietrzem, czułem mocny uścisk ciepłej dłoni tego dziwnego chłopaka, a następnie … wodę. Dużo zimnej, płynącej z góry wody. Zamknąłem panicznie oczy. Masa, która nagle spadła na moje ramiona sprawiła, że zgiąłem się w pół, jednak chłopak pociągnął mnie, wyciągając na zewnątrz. Zakaszlałem, powietrze omiotło moją wilgotną skórę, a półprzymknięte oczy zalała jasna plama światła słonecznego. Zrobiło mi się słabo. Osłoniłem oczy dłonią, próbując się ogarnąć.
 - Kuroneko ? Mówiłem ci że masz iść do mistrza ? Mówiłem.
- Ale Neriiiiis, naprawdę chce go zobaczyć.
- Na Tarina, mała ...  – gdy byłem dosyć pewny, że resztki wody wydostały się z moich płuc, a słońce nie wyżre mi oczu, omiotłem wzorkiem miejsce w którym się znalazłem. Pierwsza myśl – co do chuja ?

   Słyszałem za sobą szum wodospadu, stałem po kostki w wodzie, w fontannie a widok, który się przede mną roztaczał sprawił, że mętlik w mojej głowie zmienił się w jakieś tornado. To zdecydowanie nie było Tokio. Znajdowaliśmy się w wyższej części jakiegoś miasta – było widać całą panoramę czerwonawych dachów, niektóre miały kominy, z których wydobywał się szary dom. W powietrzu brzmiał gwar rozmów i muzyka z oddali. Ściany domów były z jakiegoś kamienia,  często obrośnięte bluszczem, a w uliczkach stały barwne stragany. Niezliczona ilość ludzi przemierzała bruk na rynku poniżej, a w oddali było widać wysoki i potężny budynek, najwidoczniej siedziba władz. Z labiryntu uliczek wybijały się także kopuły, tarasy i kolejne wzniosłe budowle oraz jeden, podłużny hangar z paroma wieżyczkami. Linię horyzontu stanowił ocean – ogromna masa wody oraz port. W dokach stały łodzie – z daleka nie mogłem zobaczyć, jakich są kolorów czy kształtów. To wszystko było łagodnie oświetlone, woda skrzyła się sprawiając, że widok stał się niemal magiczny. Tak, zdecydowanie magiczny. Gdy ciepła dłoń zacisnęła się na mojej zdałem sobie sprawę, że on nadal trzyma mnie za rękę.
- Przydaj się chociaż raz i mi powiedz która jest godzina.
- 12.47 – odparła mała istotka, którą dopiero teraz zauważyłem. Dziewczynka miała duże, zielone oczy i różowe włosy zaplecione w dwa warkocze. Nosiła białą sukieneczkę i zielone buciki. Co za dziwna istota. Pochwyciła mój wzrok i z typową dla dziecka ufnością uśmiechnęła się, ukazując parę szpar. – CZEEEŚĆ.
- … Hej ? – odpowiedziałem niepewnie. Kobieta, która właśnie koło nas przeszła, spojrzała na mnie dziwnie. Fioletowooki chłopak zaśmiał się i powiedział :
- Nadal stoisz w fontannie. – pociągnął mnie lekko, wyciągając z wody. Stał równie mokry co ja, jego długie, hebanowe włosy sięgały mu do łopatek . Jego ubiór był całkiem normalny – ciemne rurki i t-shirt. Musiałem mieć naprawdę zdezorientowaną minę, bo, nadal trzymając moją dłoń, powiedział :
- Nie miej takiej przerażonej miny, zaraz ci wszystko wyjaśnię, tylko usuńmy się z tej ulicy.


   Ilość uliczek, przez które się prześlizgnęliśmy, sprawiła, że straciłem rachubę. W końcu zostałem wciągnięty do jednego z niezliczonych domków. Byłem wykończony, ledwo trzymałem się na nogach. Nie miałem nawet siły przyjrzeć się wnętrzu. Oczy same mi się zamykały. Oparłem się o ścianę, ciężko dysząc.
- Coś masz słabą kondycję – pobłażliwy uśmieszek czarnowłosego niesamowicie mnie zirytował.
- Wyciągnąłeś mnie z łóżka w środku nocy – warknąłem.
- O wiele ciekawszy niż ten od Minera, ne, Kuroneko ? – widać było, że cała ta sytuacja dostarcza mu dużo radochy.
- Gdzie twoje maniery ? – dziewczynka wydęła wargi i wyszczerzyła się. Była nawet sympatyczna. – Mam na imię Kuroneko, a ten niewychowany idiota to Neris.
- Ty mała…
- Co tu się dzieje ? – do pomieszczenia wszedł niski, krępy mężczyzna, omiatając nas surowym wzrokiem. Miał na sobie kamizelkę i proste spodnie, okulary w złotej oprawie lśniły na jego nosie. Gdy mnie zauważył, westchnął tylko.
- Neris, pomyliłeś się o jeden dzień.
- I co ? Nie mogłem się doczekać – uśmiechnął się zadziornie.  
- Chłopcze, zdajesz sobie sprawę z tego, że … - Mój mozg domagał się snu, teraz. Głosy otaczające mnie coraz bardziej mnie irytowały, w końcu mruknąłem.
- … Czy ktoś mi może wytłumaczyć co tu się dzieje ? – mokre ciuchy przylgnęły do moich pleców, a strużki wody spływały mi po karku.
- Posłuchaj, nie mam teraz na to czasu, muszę skończyć zamówienie. Będziesz musiał mu to sam wytłumaczyć. Mogę na ciebie liczyć ? – mężczyzna zwrócił się do chłopaka, patrząc się na niego dobitnie. Muszą mnie tak ignorować ?
- Zostaw to mnie .


   - Skąd mam wiedzieć że mogę ci ufać ? – spytałem sarkastycznie, gdy Neris posadził mnie przy małym, dębowym stoliku i podał mi jakiś ciepły, obiecująco pachnący napój na rozgrzanie.
- Myślę, że nie masz wyboru – spojrzał mi w oczy . Jego wzrok był przeszywający, mimowolnie odwróciłem swój. Jego tęczówki miały naprawdę niesamowity kolor.
- Po prostu mów.


***
Także tego, no, rozdział 2 *3*

niedziela, 22 kwietnia 2012

~Rozdział 1

   - … i przepraszam bardzo, ty chcesz się wyprowadzić ? Po moim trupie Kei, rozumiesz ? Po moim trupie ! Nie potrafisz nawet się nie spóźnić do szkoły ! Wiesz która jest godzina ?! – Czy ona naprawdę musiała to robić ? Stać nad tym pierdolonym łóżkiem i drzeć mi się do ucha ? – WSTAWAJ !

   Szczelniej zakryłem się kołdrą, próbując chociaż wytłumić irytujący głos mojej matki.  No rzeczywiście, tragedia. Spóźniłem się w tym miesiącu parę razy, no góra 14, a ta już robi aferę. Jakby ją to obchodziło.
- KEI ! – skuliłem się, gdy brutalnie zdarła ze mnie kołdrę. Zimno. – NIE KAŻ MI SIĘ POWTARZAĆ.
- No już … - jęknąłem, próbując otworzyć oczy. Spojrzałem półprzytomnie na matkę wyraźne dając jej do zrozumienia, że chce, żeby usunęła się z mojego pokoju. Ona tylko westchnęła z dezaprobatą i wyszła, nawet nie zamykając drzwi. Już nawet nie chciało mi się wrzeszczeć.  Wstałem i podszedłem do biurka, sięgając po telefon. 8.23. Nieważne. Przejrzałem spis połączeń. Jak zwykle Kenji próbował mnie obudzić, z marnym skutkiem.  Tak właściwie jest moim jedynym prawdziwym kumplem, nikogo więcej do siebie nie dopuszczam. Spytacie dlaczego ? Odpowiedź jest dosyć prosta. Pochodzę z „szanowanej” i „starej” rodziny Otaka, która zarządza dosyć sporą siecią hoteli. Całe moje życie ocieka luksusem i bogactwem, moi starszy mają forsy jak lodu. Ale szczerze, mam na to całkowicie wyjebane. Nigdy nie byłem szczęśliwy. Pokonując stosy mang i płyt dotarłem w końcu do szafy, nawet nie myśląc o tym, co biorę, ubrałem się. Słysząc z dołu niezadowolone krzyki mojej matki, zszedłem po schodach.

 Żyliśmy w domu w centrum Tokio, a tak konkretniej w Shibuyi. Jednym słowem – dzieciaki z przerośniętym ego, prywatne szkoły i wszystko, co drogie. Wszedłem do dużej kuchni, siadając przy barku. Matka omiotła mnie zabójczym spojrzeniem. Eh, nie mam co liczyć na dobre śniadanie. Podsunęła mi pod nos miskę z mlekiem i powróciła do robienia bento. Mruknąłem niezadowolony i leniwie wstałem, powłócząc nogami. W tej kuchni jest tyle szuflad i szafek, że nie wiem co jest w połowie z nich. Wyciągnąłem sobie płatki i nasypałem do miski.
- Możesz mi wyjaśnić, dlaczego znowu zaspałeś ? – wysyczała, nawet na mnie nie patrząc. Nie cierpię kiedy tak do mnie mówi.
- Budzik mi nie zadzwonił – wpakowałem sobie do ust płatki, wylewając trochę mleka na nieskazitelne drewno blatu.
- Nie mam do ciebie siły. Na litość boską, wytrzyj to chociaż – podeszła ze ścierką, wycierając stół i przy okazji trzepiąc mnie nią po głowie. – Może się pośpieszysz ?

   Nie odpowiedziałem, po prostu wstałem i nie sprzątając po sobie podszedłem do stolika, gdzie leżała moja torba. Tak tak, wiem, olewam ją. Ale, no błagam, ile można słuchać jej gadania ? Westchnąłem, gdy spojrzałem na zdjęcia wiszące w grubych, czarnych ramkach na ścianie. Ah, no tak, zapomniałem wspomnieć o jednym małym szczególe dotyczącym mojej rodziny – każdy chłopak, który skończył 17 lat, znikał. Idiotyczne prawda ? Nie można tego inaczej nazwać.
Nikt nigdy nie powiedział mi prawdy.  „Wyjechał”. Ciekawe. Nie mogę zliczyć ile osób mi bliskich już nigdy nie zobaczyłem. Starszy brat, kuzyn, drugi brat. Kto jeszcze ? Mój ojciec mnie zbywał. Matka tez. A najśmieszniejsze jest to, że sam mam 17 urodziny za tydzień, a oni milczą. 
- Nie zapomnij o urodzinach swojego kuzyna !- krzyknęła na odchodnym. Tak, kończył ten przeklęty wiek. Tym razem nie miałem zamiaru pozwolić, żeby tak po prostu mnie zbyli. Musze dowiedzieć się, o co tu chodzi, a to była niepowtarzalna okazja.



   - Nie boisz się ? – spytał Kenji, próbując zdobyć ośmiorniczkę z mojego pudełka na lunch. Manewrował pałeczkami, jednak za każdym razem odparowywałem atak. Zaśmiałem się, gdy zrobił minę obrażonego dziecka.
- Jakoś niespecjalnie, po prostu jestem ciekawy.
- Naprawdę myślisz że cos ci powiedzą i że twój kuzyn, no wiesz, zniknie ? - Jest ciekawski jak cholera.
- Sam już nie wiem.
Z Kenijim znamy się od podstawówki – jego rodzice są znanymi lekarzami, chirurgami bodajże. Trzymamy się razem w tej pojebanej szkole dla snobów. Wie o mnie wszystko, tak samo jak ja o nim.  Serio, wiem nawet jakie pornosy ogląda – przyznał się nawet do gejowskich. Chodzimy do męskiej szkoły, nie dziwie mu się. Nie mamy zbyt wiele styczności z płcią przeciwną.  Chodzimy nawet  razem ćwiczyć sztuki walki – od dziecka uczono mnie władać kataną. Oczywiście nigdy nie wyjaśniono mi po co. Nigdy też nie byliśmy specjalnie grzeczni – pewnie to jest jakaś forma buntu, ale często uciekamy z domu, pijemy i palimy. Śmieszne, nie ? Buntowanie się przed życiem w luksusie.  
- Zaraz koniec przerwy – mruknąłem, odgarniając te moje dziwne włosy za ucho. Ich barwa była nie do sprecyzowania – ni to niebieskie, ni to szare, trochę turkusowe. Dziwactwo. Jakbym był jakąś mieszanką. Związałem je w kucyk, żeby mi nie przeszkadzały i wstałem, ze śmiechem pomagając ledwo żyjącemu Kenjiemu.  



  - Tadaima – rzuciłem torbę na fotel przy stojaku na buty, zdjąłem trampki i wszedłem, rozglądając się. Cicho. Ah, no tak. Urodziny Yuji. Przeszedłem przez długi, jasny korytarz wypełniony gustownymi według mojej matki obrazami. Cóż, znała się na sztuce, uwielbiała takie niesamowicie drogie drobiazgi. Wyjrzałem zza okna, luzując nieco szkolny krawat. Tsa, tradycyjnie – siedzieli w altance. Westchnąłem i wszedłem do zimowego ogrodu. Było to jedne z moich ulubionych miejsc w domu. Znajdowało się w nim pełno tajemniczych zakamarków, w których chowałem się jako dziecko. Jako maluch, byłem pozostawiony sam sobie – sam się bawiłem, sam zasypiałem, sam uczyłem. Już dawno się przyzwyczaiłem.

   - Kei ! Chodź tu do nas, a nie tak stoisz – ruszyłem leniwie w kierunku stołu, otwarcie ukazując moją niechęć. Oczywiście w tym zacnym gronie nie mogło zabraknąć mojego ojca – jebany szefunio, zawsze myśli ,ze będę się go słuchał jak pies. Zmierzył mnie srogim wzrokiem, ja jednak nie zaszczyciłem go spojrzeniem. Dziwicie się mi ? Traktował mnie jak dziecko. Protekcjonalnie usiadłem przy moim kuzynie, olewając jego fuknięcie.
- Wszystkiego najlepszego – uśmiechnąłem się do niego. Tępo gapił się w przestrzeń, kurczowo trzymając szklankę z sokiem w rękach – Yuji ?
- Co ? A, tak, dzięki stary – słaby uśmiech zagościł na jego twarzy. Był dziwnie rozkojarzony, jakby … przestraszony.
- A wiec jutro kończysz 17 lat ? – zagadałem udając, że nie zauważyłem jego dziwnego zachowania.  Odwrócił wzrok. Co się kurwa dzie…
- Kei, przestań go męczyć, zjedź trochę ciasta – matka uśmiechnęła się sztucznie. Zawsze przybierała pozę dobrej gospodyni przy innych. Irytujące. Przyjąłem wciskany mi przez nią porcelanowy talerzyk z ciastem truskawkowym, przypatrując się kuzynowi. Zachowywał się jak zaszczute zwierze. Reszta rodziny gaworzyła sobie między sobą, bo inaczej tego nazwać nie można. Starali się nawet na mnie nie patrzeć. Byłem czarną owcą.  Nie żeby mi to nie pasowało. Wygrzebałem z wypieku parę truskawek.
- Właśnie, Kei, jak ci idzie z w szkole ? – jedna z ciotek odwróciła się od mojej matki, obrzucając mnie pseudo sympatycznym spojrzeniem.
-Źle. – Ta, lubię być bezpośredni. Kobieta zrobiła dziwną minę, po chwili jednak na jej twarz powróciła maska.
- A to niedobrze, mama musi być zawiedziona. – miałem straszną ochotę jej odpyskować, ale tego nie zrobiłem. Odparłem tylko grzecznie:
- Staram się.



   Po tej całej szopce w końcu miałem chwilę wolnego. Yuji jak się nie odzywał, tak się nie odzywał. Nie miałem okazji  nawet czegoś z niego wydusić, cały czas był pilnowany przez matkę. Jakby miał zniknąć. No tak, przecież miał. Ja pierdole. Co się dzieje w tej rodzinie ? Warknąłem sam do siebie, tak po prostu i wstałem z fotela, mając dosyć wpatrywania się w ekran laptopa. Dochodziła godzina 23, cała rodzina u nas nocowała. Zachowywali się jakby nigdy nic, jakby nic miało się nie wydarzyć. Może tym razem rzeczywiście będzie inaczej ?  Przemknąłem się możliwe jak najciszej przez swój pokój i cicho otworzyłem drzwi. Cały dom spał. Coś czuje że znowu się spóźnię do szkoły. Pokój Yuji był tuż koło mojego, więc nie miałem jakiś większych trudności. Wszedłem, nie pukając. Moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności. Nie było go na łóżku, w końcu dostrzegłem jednak skuloną postać w rogu pokoju. Chyba zasnął, wtulony w poduszkę. Ee ?
   
 Podszedłem do niego i lekko szturchnąłem jego ramię. Podskoczył jak oparzony, uderzając głową w ścianę. Po pokoju i pewnie nie tylko rozniósł się głuchy huk. Chłopak już otwierał usta, żeby krzyknąć, jednak upadłem na kolana i zatkałem mu je dłonią.
- Zamknij się – wysyczałem, patrząc się w jego wypełnione strachem oczy. Chłopak był naprawdę przerażony. Pokiwał głową, jęcząc coś niezrozumiałego. Westchnąłem i oderwałem rękę, siadając po turecku. – Co tu się kurwa dzieje.
Jego brwi podniosły się, a w kącikach oczu pojawiły się łzy. Panicznie pomachał głową, mocniej ściskając poduszkę. Chryste panie, i on ma 17 lat ? Gdyby można było opisać moja minę emotikoną, byłaby nią „._.”. Walnąłem go otwartą dłonią w czoło.
- Ogarnij się i powiedz mi o co chodzi.
- N-nie mogę – wyjąkał, z trudem hamując łzy. Zaraz go rozpierdolę. – Uciekaj stąd, po ciebie też przyjdą. – Poczułem ukłucie w podbrzuszu.
- Niby kto ?
- Nie mogę ci powiedzieć, odpierdol się ! – prawie krzyknął, wtulając się w poduchę. Patrzyłem, jak trzęsąc się, wstaje i zawija się w kołdrę na łóżku dla gości. Okej, to było dosyć dziwnie. Tej wersji jeszcze nie słyszałem. Postanowiłem dać za wygraną i z dziwnym uczuciem niepokoju wyszedłem, zamykając drzwi. I tak się nic od niego nie dowiem.  Zabiorą cię ? Co to do chuja miało znaczyć ? Jakoś nigdy nie miałem zbyt dobrych kontaktów z Yujim, zawsze go lałem aż miło, szczególnie na treningach, ale nie myślałem, że coś mu siedzi na bani.



   Nawet nie wiem, kiedy zasnąłem. Miałem wrażenie, że wizyta w pokoju dla gości tylko mi się przyśniła. Budzik nieznośnie dźwięczał, odbijając się echem w ścianach mojego ogromnego pokoju. Argh, już naprawdę nie mam siły. Wygramoliłem się do połowy z kołdry, nawet nie otwierając oczu i na ślepo odszukałem urządzenie. O wiele lepiej wygląda w częściach na podłodze. W końcu cisza. Nagle usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Kroki nie były zbyt znajome, za ciche jak na moją matkę.

   - Kei, twoja matka prosi żebyś wstał, bo zaraz sama tu przyjdzie i zabierze na dół razem z kołdrą – ciotka. Jęknąłem coś w odpowiedzi, tylko żeby dała mi spokój. Ale wstać musiałem.  Zaraz, zabierze ? YUJI ?!
Wyskoczyłem spod pościeli, omijając zdziwioną kobietę i wybiegłem na korytarz, udając się prosto do pokoju gościnnego. Otworzyłem drzwi z hukiem. Pusto. Pościelone łóżko, wszystko idealnie. Ciotka poszła za mną, przystanęła w drzwiach i uśmiechnęła się sztucznie.
- Ah, zapomnieliśmy ci powiedzieć. Wczoraj wieczorem, zaraz po tym jak zasnąłeś, Yuji się spakował i wyjechał. Pewnie matka wspominała ci o tej szkole z internatem w USA, świetny poziom nauki i…
- O której wyjechał ? - przystanąłem przed łóżkiem nie patrząc się na nią. Zapadła dziwna cisza.
- Słucham ?
- O KTÓREJ WYJECHAŁ.
- O 22, czemu pytasz ? – zmierzyłem ją wzrokiem. Kolejne kłamstwa.
- Bardzo ciekawie, bo jeszcze o 23 tu był – wysyczałem, patrząc się na nią z nienawiścią. Musiałem wyglądać dosyć strasznie, bo kobieta cofnęła się z przestrachem. Chyba trochę wyszedłem poza jej idealny plan. Spojrzała na mnie niepewnie, nie wiedząc co zrobić.
- J-ja… - minąłem ja i zbiegłem na dół, potykając się o własne nogi. Czułem się, jakby cała krew ze mnie upłynęła – było mi słabo. Piekielnie słabo. Wbiegłem do kuchni. Przy stole siedział mój ojciec, popijał kawę i czytał gazetę. Podszedłem i walnąłem pięścią w blat. Spojrzał na mnie dziwnie, nawet nie odkładając gazety. Choćbym nie wiem jak był wściekły, zawsze mnie ignorował.
- MOŻESZ MI WYJAŚNIC CO TO MA ZNACZYC ?! – krzyknąłem. Nigdy na niego nie wrzasnąłem, przysięgam. Aż dziwnie się poczułem. Odłożył gazetę i zdjął okulary, patrząc się na mnie srogo.
- Jak ty się zachowujesz ? – spytał, przygniatając mnie wzrokiem do ziemi. Zawsze gdy z nim rozmawiam czuje się jak zero. W sumie to i tak często się nie zdarzało. Dopóki nie sprawiałem problemów w ogóle go nie obchodziłem.
- Gdzie jest Yuji.
- Ciotka ci już pewnie powiedziała , że..
- PYTAM SIĘ GDZIE ON JEST NAPRAWDĘ. – Zawsze miał przygotowane odpowiedzi, ale chyba nie tym razem. Po chwili milczenia odparł :
- Nie wiem o co ci chodzi. – To nie miało sensu. Warknąłem i odwróciłem się napięcie. Znowu wbiegłem po schodach i poszedłem do mojego pokoju.  Zgarnąłem plecak i wpakowałem do niego wszystko, co może mi się przydać. Sięgnąłem po telefon, wybierając numer Kenjiego.
- Kenji, przenocuj mnie przez parę dni. – nie miałem zamiaru zostać w tym popierdolonym domu ani chwili dłużej.



 *** 
Także tego, macie nową porcję moich wypocin. Jeżeli wam się podoba chociaż ten marny początek dajcie znać *3* I obiecuje, że każdy rozdział będzie taki długi *^*