sobota, 26 maja 2012

~Rozdział 4


   Uhh, znowu to samo. Zapomniałem zasłonić żaluzje. Nie cierpię kiedy z rana budzi mnie słońce szczególnie, jeśli specjalnie dobrze mi się nie spało. Ano, właśnie. Westchnąłem spojrzałem na Nerisa. Miał lekko rozwarte usta kiedy spał. Nie kręcił się w nocy, ale za to zabierał cały koc. Przymknąłem oczy, chcąc się jeszcze zdrzemnąć, ale nie dane mi było nawet zaśnięcie – Kuroneko wpadła do pokoju, jak szalona bijąc w metalowy garnek jakąś chochlą.
- WSTAWAĆ LENIE – darła się, śmiejąc się dziko. Miała na sobie piżamę – niebieską sukieneczkę w żółte kwiatki. Neris poderwał się do góry  a ja razem z nim, jęcząc z bólu. Co jest … ? Chłopak tak samo zdezorientowany jak ja zamarł, a ja wpadłem na niego, wytrącając go z równowagi. Skończyło się na tym, że leżałem na nim, a Kuroneko zanosiła się śmiechem. Ta mała, wredna bestia zrobiła nam warkoczyka. NA SPÓŁĘ.
- Kuronekoo – jęknąłem, próbując usiąść okrakiem na Nerisie, ale i tak musiałem się pochylać, żeby nie wyrwać sobie jeszcze więcej włosów.
- Jak ja cię dorwę – warknął czarnowłosy, który już się podnosił – razem ze mną, jednak mocniej docisnąłem go do łóżka.
- Najpierw chodź to rozwiąż. Błagam cię, nie ruszaj się – oparłem się rękoma o pościel, próbując coś wymyślić. Okej, niezręcznie. Siedzę na nim i jeszcze nie mogę się ruszyć. Czułem, jak jego klatka piersiowa się unosi. Spojrzałem w jego oczy, które oczywiście próbowały wyłapać mój wzrok. Neris uśmiechnął się, a że ja też nie mogłem się powstrzymać, to zaczęliśmy się śmiać jak debile.
- Dobra, to najpierw zejdź ze mnie, a potem jakoś pójdziemy do łazienki. Proszę cię, przestań się śmiać, hahahaha.


   - Zabiję ją, przysięgam. Ał, uważaj – jakoś tak od 15 minut staliśmy przed lustrem, próbując rozwiązać warkocz. Byliśmy już całkiem blisko, przynajmniej teraz mieliśmy okazję pogadać.
- I co, podoba ci się tu ? – spytał, szarpiąc supeł. Sprawę dodatkowo komplikowało to ,że mam krótsze włosy, dlatego Kuroneko porobiła straszne kołtuny. Fakt że jestem niższy też jakoś specjalnie nie pomógł.
- Jest zupełnie inaczej niż … u mnie.
- Ale aż tak źle nie jest ?
- Nie, jest całkiem spoko.  A co z tobą ? Wychowałeś się tu ?
- Nie, mieszkam tu od jakiś dwóch lat. Można powiedzieć, że moja rodzina miała mnie już dość. – uśmiechnął się słabo, odgarniając wyswobodzony już kosmyk za ucho. Szpiczaste ucho. – Co jest ?
Zaskoczony dotknąłem opuszkami palców ostrego zakończenia, wprawiając Nerisa w śmiech.
- Są strasznie wrażliwe, łaskocze. – parsknąłem śmiechem. Czy jest mnie w stanie coś jeszcze zdziwić ?
- A co z Kuroneko?
- To przybłęda, nie pamięta zbyt wiele. Sensei ją przygarnął, kiedy miała z 3 lata. Niedawno miała 11 urodziny. Ja jestem rok od ciebie starszy.
- 18 ? Fajnie ci, w moim … Em wymiarze mógłbyś już legalnie kupować fajki.
- Haha, to nie ma takich problemów. Już prawiee  … Hm, Kei ? – spojrzałem na niego pytającym wzrokiem, próbując przekręcił głowę w lewo. Mój kark bolał jak cholera. - Dzisiaj w nocy muszę załatwić parę spraw. Nie mów mistrzowi że wyszedłem, dobrze ?
- Tak, ale…
- Proszę. – powiedział zdecydowanym głosem, patrząc mi się w oczy. Ciarki przeszły mi po plecach. Jego spojrzenie jest wyjątkowo przyszpilające.
- Spoko – uśmiechnąłem się lekko. Po co miałem naciskać ? I tak by mi nie powiedział.
- WOLNI. – chłopak tryumfalnie odsunął się ode mnie.
- A teraz chodź ją wypatroszyć.


   Nie jestem wścibską osobą ale mam ten przykry nawyk, że gdy coś mnie męczy, muszę zaspokoić swoją ciekawość. PO PROSTU MUSZĘ. No cóż, każdy ma jakieś wady.

   Ten dzień minął w zabójczym tempie. Po codziennej nauce geografii z … mojego wymiaru w bibliotece, obiedzie, krótkim sprzątaniu salonu i kolacji, grzecznie pograliśmy w karty i rozeszliśmy się do swoich pokojów. Generalnie, znamy się dopiero od paru dni, więc nie muszę chyba uważać żeby jakoś specjalnie go nie wkurwić. Zupełnie inaczej prezentowała się drugi fakt – mam z nim spędzić najbliższych parę lat mojego życia. … Cóż. Lepiej nie ryzykować. Zawinąłem się w kołdrę mimowolnie wysłuchując kroków Nerisa. Wokół panowała idealna cisza. Było tu tak inaczej. Zero irytującego dźwięku przejeżdżających aut, zero szumu różnych urządzeń.  To jest aż nienaturalne dla moich przyzwyczajonych do hałasu uszu. Skrzypnięcie drzwi zabrzmiało dla mnie jak wystrzał armatni, aż podskoczyłem. Neris cicho stąpał, dosłownie jak kot. Zamknął drzwi i praktycznie bezgłośnie zszedł po schodach. Jego kroki zginęły w ciszy.


   Wstałem jako pierwszy, co się tu jeszcze nie zdarzyło. Tym razem obyło się bez warkoczyka i małej Kuroneko walącej w garnek. Na szczęście. Nie musieliśmy wstawać o określonej godzinie, mistrz wymagał tylko, żebyśmy o 10 byli już po śniadaniu. Skierowałem swoje kroki do łazienki, jednak zatrzymałem się przy drzwiach do pokoju Nerisa. Tak, wiem że znacie tą pokusę. Zacisnąłem rękę na klamce, oczywiście nie wiele się zastanawiając. Drzwi uchyliły się, ukazując lustrzany pokój do mojego z tą różnicą, że było tu o wiele więcej pierdół. Po kątach walały się książki, na krześle leżały rozrzucone ubrania, a niedaleko łóżka stał kubek i miska z łyżką. Co tu dużo mówić, zwyczajny pokój nastolatka. Neris spał w drugą stronę niż ja, głową do drzwi, dlatego widziałem tylko jego długie włosy spływające swobodnie z łóżka. Podszedłem możliwie jak najciszej, kucając. Już podnosiłem rękę, żeby potrzasnąć jego ramię, jednak zatrzymałem się w połowie. Na jego policzku widniała czerwona szrama. Nie była duża, ale nie wyglądała zbyt przyjemnie. Wokół niej powstał mały obrzęk, zabarwiając nieco skórę wokół rany na fioletowo. Sam Neris spał jak zabity, oddychając głęboko. Wyglądał, jakby wrócił z jakiejś wojny. Co jest grane ?
- Neris … - spoliczkowałem go lekko, omijając cięcie. Nic. Ani drgnął. Westchnąłem głośno i dosyć brutalnie szarpnąłem kołdrę, tym samym zostawiając go w samych bokserkach na łóżku. Mruknął coś niewyraźne i przetarł oczy, po chwili jednak zasyczał z bólu, ocierając ranę.
- Która jest godzina ? – wymruczał zachrypniętym głosem. Odwróciłem wzrok, nie patrząc się na jego nieźle wyrzeźbiony brzuch.
- Jakoś tak 9 – ziewnął, i zgarnął włosy na twarz, najwidoczniej próbując schować ranę. – Widziałem to. – popatrzył się na mnie dziwnie, wdychając.
- To nic.
- Spoko, nie mam zamiaru cię wypytywać. – uśmiechnął się z wdzięcznością. To ani trochę nie pomogło mojej ciekawości, wręcz przeciwnie. – Chodź ze mną, chyba nie chcesz, żeby mistrz się zorientował ?

   Poszliśmy do kuchni, jakimś cudem nikogo nie budząc. Neris pokazał mi gdzie jest apteczka, a ja polałem mu to wodą utlenioną i zakleiłem plastrem.
- Oficjalna wersja ? – spytał, siedząc na blacie kuchennym.
- Wygłupiałeś się z nożem ?
- Niech będzie – westchnął, rozmasowując tez nieco spuchniętą prawą rękę. Nie spytam, nie spytam, nie spytam … Spojrzałem na niego i zaśmiałem się, widząc jego głupią minę.
- I z czego się śmiejesz ? – mruknął, po chwili jednak i jego śmiech zabrzmiał w pomieszczeniu. Neris złapał mój nadgarstek i przyciągnął mnie ku sobie. Oparłem się na krawędzi blatu. Za blisko, był zdecydowanie za blisko. Zamarłem, gdy poczułem jego ciepły oddech na policzku.
- Dziękuje – mruknął gardłowo. Myślę, że zdecydowanie mój oddech nie powinien być taki ciężki, nie mówiąc już o dreszczach wzdłuż kręgosłupa.
- N-nie ma za co – odsunąłem się, nie patrząc mu w oczy.


   - Musicie iść na targ – jęknęła Kuroneko, gdy po kopaniu jakiś grządek w ogródku, co według mistrza miało nas „uszlachetniać”, siedzieliśmy w kuchni. – Nie ma z czego zrobić obiadu.
- Idź do mistrza po trochę złota, bo nic już nie mamy.
- … ja ?
- Tak, ty. – warknął, kiwając się na krześle z nogami na stole. Czasami był dla niej szczególnie chłodny – widocznie nie lubił jak go o coś wypytywano, a dziewczynka zamęczała go o ranę na policzku. Może to i lepiej że nie naciskałem ? Westchnęła i zeszła ze swojego stołka, kierując się ku salonowi, gdzie mistrz coś czytał. Sensei miał do nas dystans – twierdził, że nie będzie wtrącał się do naszego życia, dopóki coś nie przeskrobiemy. Zdrowe podejście, nie powiem że nie. Zmierzyłem Nerisa wzrokiem, zastanawiając się nad tą dziwną sytuacją z rana. Nie za bardzo myślałem, co on chciał osiągnąć – na Boga, przecież on mnie prawie pocałował. Czy ma skłonności do chłopców ? Tak Kei, jak ty już na kogoś trafisz … Nasze spojrzenia się spotkały. Chłopak już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale do kuchni weszła Kuroneko.
- Dostaliśmy 40 talarów, idźcie już – wydęła usteczka, uśmiechając się uroczo.


   Po raz drugi odkąd tu jestem wyszedłem na ulicę, chociaż nie wiem czy pierwszy raz można zaliczyć jako … raz. No, nieważne. Było około 25 stopni, nie za gorąco. Słońce schowało się za chmurami, mimo tego było przyjemnie. Gdy zeszliśmy po małych schodkach do domu, ukazała się przed nami kamienna ściana drugiego budynku. Uliczka była naprawdę wąska, lekko pochylona w dół. Brukowana ścieżka prowadziła do większej przestrzeni, jednak nie za bardzo widziałem co tam było. Ruszyliśmy w dół, mijając inne domy. Każdy z nich się czymś różnił – a to kolorem drzwi, a to doniczkami na schodach czy też okiennicami. Mimo, że kolory były raczej stonowane, wszystko było wyjątkowo barwne. Budynki były zbudowane z ziemistego kamienia.
W końcu wyszliśmy z alejki, a przed nami ukazał się mały rynek. Pośrodku znajdowała się studnia, wokół niej trochę ławek. Na jednej z nich siedziała jakaś blondynka ze swoją koleżanką. Obie wlepiły w nas oczy, chichocząc. Neris parsknął i złapał mnie za nadgarstek, ciągnąc ku następnej uliczce. Zaśmiałem się.
- Czyżbyś był nieśmiały ?
- Ani trochę, ale to zwykłe szmaty. Uwierz. Zresztą, od 10 lat kocham tylko jedną osobę i w końcu będzie moja. – spojrzał mi w oczy, a ja poczułem się nieco dziwnie. – A co z tobą ? Nie zostawiłeś dziewczyny w swoim wymiarze ? – puścił moją rękę, zrównując nasze kroki.
- Nie. Można powiedzieć, że nie mam szczęścia. Zawsze trafiam na jakieś kurwy – zaśmiał się. Po przemierzeniu jeszcze paru uliczek moje uszy wypełnił dźwięk gwary i rozmów, gdy weszliśmy na kolejny plac, tym razem zdecydowanie większy. Właściwie, nie byłem w stanie oszacować, jak duży jest, bo widziałem tylko masę straganów. Były ich dziesiątki. Barwne, kolorowe materiały chroniły towary przez pogodą, a drewniane stołu ukazywały najdziwniejsze przedmioty, jakie było dane mi ujrzeć w życiu.
- Musimy kupić mięso i warzywa, nie zaszkodzi też trochę pieczywa. A, mistrz prosił o nowe grabki. No, chodź już. – dla niego to nie było nic niezwykłego. Ludzie przeciskali się między sobą, bo ścieżki między kramami były naprawdę wąskie. Jakaś kobieta wykrzykiwała, że ma najlepsze jajka w Beltherion, druga natomiast, że daje zniżkę na mapy Ameris. Neris pociągnął mnie, torując sobie drogę. Teraz było widać, że jest naprawdę wysoki – jego głowa wystawała zza tłumu. Mijając stoiska z biżuterią, mapami, tkaninami, pachnidłami i dosłownie wszystkim, co można kupić , weszliśmy w widocznie oddzielną część targu, bardziej spożywczą. Zapach farb i starych książek zmienił się na coś na kształt gulaszu i ogniska, a powietrze stało się bardziej duszne. Przeszliśmy koło dużej grupki ludzi zebranej wokół artysty zionącego ogniem i skręciliśmy do dużej wnęki w budynku. Wszechogarniający zapach krwi trochę zamącił mi w głowie. Neris, nie puszczając mojej ręki, wszedł głębiej i podszedł do lady z ciemnego drewna ubabranej jakąś ciemną cieczą. Musiałem zadrzeć głowę żeby spojrzeć na osobę stojącą za nią. Zaraz zaraz, co ?

   Tam stał gość z rogami. Z głową byka. Z sierścią. Wielki jak niedźwiedź. Jego gałki oczne były całe czarne, a rogi lekko zakręcone na końcach. What the fuck I just seen ?.

   Poczułem ból na żebrach, gdy Neris wbił w nie łokieć. Widocznie musiałem wyglądać dosyć debilnie wpatrując się w szerokie, pokryte brązową szczeciną barki, bo to coś groźne na mnie spojrzało.
- Wybacz Harem, on jest nowy – powiedział chłopak, uśmiechając się. Coś prychnęło i otworzyło pysk.
- Co dla ciebie ? – jego głos był gardłowy. Harem poprawił mankiety białej koszuli, na którą była zarzuca zielona kamizelka, a jego potężne nozdrza zadrżały, gdy odetchnął głęboko.
- Hm, kurczaka, pierś Hati* … - rozglądnąłem się po pomieszczeniu. Za … tym czymś wisiały kawały mięsa, a w skrzyniach leżały mniejsze płaty. W kranie znajdowały się umyte tasaki i noże, a obok – rządek jakiś ptaków, już bez głów i już oskubanych. Widać było, że coś dba tu o czystość. Na ladzie znajdowała się skrzynka, najwidoczniej z pieniędzmi. Docierało tu niewiele światła, dlatego u sufitu zwisała dosyć duża lampa dająca nikły promień. Jeszcze raz spojrzałem na mężczyznę, tak myślę. Miałem dziwne wrażenie, że wiem kim on jest. Czy to … Minotaur ?


·         *Hati, w mitologii nordyckiej wilk podryzajacy Księżyc.
\     ***
         Także tego, GOMENE że tak długo to trwało. Jak ktoś czekał na 4 rozdział to naprawdę przepraszam. Wiem też, że nie olśniewa, ale mam nadzieję, że się podoba mimo wszystko :3 Dziękuje też za miłe komentarze <3

czwartek, 3 maja 2012

~Rozdział 3


   Nie wiem czy fakt, że oczy same mi się zamykały jakoś wpłynął na to, że nie bardzo ogarniałem co do mnie mówi Neris. Patrzyłem, jak jego usta się poruszają, ale nic nie słyszałem. Sam bełkot. Popatrzyłem się nieprzytomnie w jego podekscytowane tęczówki.
- … EJ ! – zamrugałem parę razy. Chłopak walnął mnie otwartą dłonią w czoło.
- Gomene, nie słuchałem cię. – mruknąłem, przecierając oczy. Nerisowi zadrgała dolna powieka.
- Dooobra, chyba musimy z tym poczekać –odparł , patrząc się na mnie lekko zirytowany. Po chwili jednak na jego usta wpłynął mimowolny uśmiech. Potargał lekko moje włosy sprawiając, że połowa kosmyków wymknęła się z gumki.
- Cieszę się, że w końcu tu jesteś .
- Po prostu pokaż mi gdzie mogę się położyć.


   Było ciepło, dziwnie ciepło jak na pokój gościnny Kenjiego. Na lewej stronie twarzy czułem promienie słońca, które irytująco drażniły moje zamknięte oczy. Nie mogłem wyczuć chłodu od strony okna, który notabene powinno znajdować się po mojej prawej stronie. Nie słyszałem cichego szmeru lodówki z dołu, stłumionego ruchu ulicznego ani oddechu kumpla, który zawsze zostawiał drzwi na oścież. Otworzyłem oczy, osłaniając je przed światłem. Zamiast beżowego sufitu zobaczyłem drewniane panele w kolorze ciepłego drewna. Zaraz zaraz. To nie był sen … ?

   Zerwałem się z łóżka, potykając się o coś koło łóżko. Zakręciło mi się w głowie. Wszystkie te dziwne wspomnienia doszły do mojej głowy razem z małym, nieważnym fakcikiem – to wszystko to nie żaden sen tylko jebana prawda.
Jęknąłem, gdy z impetem wpadłem na ścianę. Zimne drewno obiło mój nagi tors, który teoretycznie wcale nie powinien być nagi. Po pokoju i zakładam że nie tylko rozniósł się głuchy huk. Śmiercionośna pułapka okazała się parą moich trampek, które ktoś położył koło łóżka. Omiotłem wzrokiem mały pokój. Ukośny sufit wskazywał na to, że znajdowałem się na poddaszu. Naprzeciwko stało łóżko, złożone z prostej drewnianej ramy, obok której stała szafka nocna z poskładanymi spodniami i koszulką. Okno z szerokim parapetem było zasłonięte ciemną kotarą do połowy, przez co w pomieszczeniu panował półmrok. Po mojej prawej stronie były drzwi i podłużna szafa. Mrucząc cicho, pomasowałem obolałą klatkę piersiową. Co za idiota postawił te buty tak blisko łóżka ?
- A mówią że to ja jestem niezdarny – drzwi się otworzyły, a Neris noszlancko oparł się o framugę, uśmiechając się wrednie. Nie miał koszulki. Odwróciłem wzrok, warcząc :
- Ubrałbyś się przynajmniej.
- No już już. Spałeś cały dzień, gratuluję – czułem jego wzrok na sobie. Bez skrępowania gapił się na mnie, omiatając spojrzeniem każdy skrawek mojego ciała. Byłem w samych bokserkach. Fuknąłem i sięgnąłem po swoje rzeczy nie patrząc się na niego.


    - Już myślałam, że nigdy nie wstaniesz – mała podała mi talerz z chlebem i serem. Jakoś nigdy nie lubiłem dzieci ale wydawała mi się nadzwyczajnie sympatyczna, w przeciwieństwie do Nerisa, który cały czas się we mnie wpatrywał, popijając coś na kształt herbaty. Kuroneko chwiała się na małym stołku, próbując pokroić jakieś jaskrawo żółte warzywo. Gdy po raz kolejny niebezpiecznie pochyliła się w prawo, drgnąłem, chcąc wstać, jednak czarnowłosy mnie wyprzedził. Westchnął przeciągle, łapiąc dziewczynkę pod pachy i ściągając na podłogę.
- Pozwól że ci pomogę, mała – uśmiechnął się, głaszcząc jej różowe włosy. Ona nie protestowała, widocznie często ją wyręczał. Byliśmy sami w tym dosyć dużym domu. Był urządzony przytulnie, poszczególne pomieszczenia nie były duże, z wyjątkiem salonu i otwartej kuchni. Znajdowała się ona tuż przy wyjściu na ogród, była pełna światła. Rząd drewnianych szafek urozmaicał zlew, mały piecyk i niezliczone pudełka i pojemniki na blacie. Drzwi do spiżarni znajdowały się na lewo, zaraz za stołem, przy którym siedzieliśmy. Oprócz tego w pomieszczeniu znajdowała się cała ścianka zapełniona półkami z książkami. W całym domu było ich pełno, nawet na schodach walało się parę tomów. Neris sprawnie poradził sobie z krojeniem, wrzucając kawałki warzywa do metalowej miski, która następnie tryumfalnie postawił przede mną.
- Spróbuj – nabił jeden kawałem na widelec, podstawiając mi go pod nos. Uniosłem brew u spojrzałem na niego jak na debila, jednak ten nic sobie z tego nie zrobił. Westchnąłem, ściągnąłem ze sztućca dziwne coś. Porcja szybko rozpuściła się na moim języku, zostawiając coś na kształt posmaku mięty zmieszanej z arbuzem.
- Co to jest ?
- Etru – Neris usiadł i zabrał się za dokańczanie swojego śniadania, którego ja jeszcze nie ruszyłem. - Ah, właśnie, jeszcze ci nie wyjaśniłem co tak właściwie się z tobą stało. – spojrzał znacząco na dziewczynkę, która udając, że wcale tego nie zauważyła, z zainteresowaniem wpatrywała się w okno. – Kuroneko…
- Oj no już, jakby to miało coś zmienić – mruknęła i biorąc ze sobą talerz, powlokła się do salonu. Uśmiechnąłem się mimowolnie. Teraz bardzo przypominała mnie, gdy mając pięć lat byłem odsyłany do niańki, żeby nie przeszkadzać ojcu. Miałem tak samo zawiedzioną minę.
- A więc, od początku. Nasze rodziny kawał szmat czasu temu zawarły ze sobą kontrakt. – chłopak oparł się wygodnie, skierowując swoje fioletowe tęczówki prosto w moje oczy. – W zamian za pomyślność w interesach i ochronę rodu, rodzina  Otaka miała oddać swoich synów, gdy skończą oni 17 lat, aby tutaj mogli uzyskać wykształcenie i razem z dobranym synek z rodu Merisa zostali tak zwanymi Alchemikami. Alchemicy pilnują Bram i utrzymują porządek między wymiarami. Haha, przestań robić taką minę bo mnie rozśmieszasz.
- Wymiary ? Bramy ? Alchemicy ? Jaja sobie robisz ?
- Niekoniecznie. Aktualnie znajdujesz się w innym wymiarze, równoległym do twojego świata. Myślisz, że wszystkie mity z twojego świata to co ? Wyobraźnia ludzi ? Proszę cię, to efekty nieuwagi Alchemików. Minotaur ? Hybrydy ludzi i zwierząt ? Przejdź się po mieście. U nas to na porządku dziennym. Kiedy przejdziemy szkolenie, jak używać Alchemii i czym ona w ogóle jest, zostaniemy posłani do Akademii. Będziemy rywalizować z innymi parami.
- … Dlaczego ?
- Nah, prosta eliminacja. Przetrwają najsilniejsi. Alchemicy nie mogą być słabi. Musimy z palcem w dupie umieć pokonać olbrzyma czy Midgardsoma.
- Nie chce wiedzieć co to jest prawda ?
- Nie chcesz. – to było cholernie nie fair. Dlaczego on mógł się na to przygotować całe życie, a ja musiałem czekać 17 lat ? – Będziemy rywalizować z innymi o przywileje. Wiesz, lepsze śniadanie, dzień wolnego czy coś. Taka motywacja. Idiotyzm, no ale co poradzisz. Będziemy dostawali masę małych misji, które będą miały nas przygotować nas na „trudny i cierpienia  szlachetnych Alchemików”. Oczywiście jest cała masa zasad, ale o tym później. – dopił napój i westchnął, odgarniając długie włosy z karku.
- Poczekaj – spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. – Czym jest alchemia.
- No tak, wybacz. „Człowiek nie może niczego osiągnąć bez poświęceń, aby coś stworzyć trzeba poświęcić coś o takiej samej wartości”. To podstawowa zasada. Cała Alchemia opiera się na wykorzystywaniu naturalnej energii, co pozwala na kreowanie tego, co chcesz.
- He ?
- Nie umie ci tego wyjaśnić, musisz to zobaczyć. Jakieś pytania ?
- …. Gdzie my tak właściwie jesteśmy.
- Ah, no tak. Witamy w mieście portowym Beltherion – przełknąłem kawałek chleba z serem. W co ta moja popieprzona rodzina mnie wpakowała ? – Chodź, mistrz zaraz przyjdzie – uśmiechnął się, ukazując rząd białych zębów wraz z ostro zakończonym kłem. – I tak na marginesie – wszystkiego najlepszego.


   Gdy zjadłem, wyszliśmy do ogrodu, który okazał się jednym z tarasów, które widziałem poprzedniego dnia. Był dosyć duży, na ganku znajdował się stół wraz z krzesłami i komoda, zaraz potem doniczki i masa narzędzi ogrodniczych. Zeszliśmy, otoczyły nas cienie drzew. Po paru chwilach wyszliśmy na otwarty plac treningowy, wyłożony ściółką i doszliśmy do barierki, z której wychodziły wąskie schodki. Moją twarz owiała przyjemna, morska bryza.

   Nie było widać drugiego brzegu. Na prawo znajdował się port, a statki były naprawdę ogromne. Ludzie wydawali się mali jak mrówki. Miały piękne, barwne żagle i rzeźby na dziobach. Ten najbliżej nas był z ciemnego drewna, gładkie kształty sprawiały, że delikatne fale zgrabnie opływały dziób. Na jego pokład były ładowane jakieś duże beczki i pakunki, dowódca krzyczał coś. Wszystko skrzyło w promieniach porannego słońca. To był naprawdę magiczny widok. Wychyliłem się lekko zza barierki, opierając się na brzuchu. Wiatr rwał moje niezwiązane włosy, gdy omiotłem wzrokiem widok pode mną. Schodki prowadziły do małego zejścia na nie większą plażę pokrytą piaskiem.
- Co wy tam robicie ? – krzyk z ganku przywrócił mnie do rzeczywistości. Tajemnicza postać okazała się tym samym mężczyzną, którego spotkałem wczoraj – niski brunet ze złotymi okularami na nosie.
- To nasz mistrz, lepiej go nie denerwuj, ma wyjątkową wyobraźnię jeżeli chodzi o kary – Neris skrzywił się lekko i złapał mnie za dłoń. Nie odtrąciłem go bo był zwyczajnie … inny. Jakoś niespecjalnie mnie to krępowało, nie wiem czemu. On nie miał żadnych oporów, w końcu był wychowywany w zupełnie innym środowisku. Nie wiedziałem nic o tutejszych zwyczajach. Pociągnął mnie w kierunku budynku, a ja zrównałem nasze kroki. Jego chód był sprężysty, przypominający koci. Co za chłopak. Mężczyzna zmierzył mnie dziwnym wzrokiem i westchnął.
- Kei, tak ? Pokaż co potrafisz. Weźcie miecze i zmierzcie się, zaraz do was przyjdę. Neris, bez żadnych podcięć, rozumiesz ?
- Tak senseiii – czarnowłosy zrobił naburmuszoną minę, wydymając usta. Nie mogłem powstrzymać śmiechu. Po raz pierwszy tutaj się zaśmiałem sprawiając, że Neris popatrzył się na mnie wesoło.


   Sztuki walki trenowałem od jakiegoś 6 roku życia. Teraz wszystko nabiera sensu. Umiałem doskonale posługiwać się kataną, wygrywałem zawody. Nigdy nie sądziłem że te umiejętności mi się do czegoś przydadzą. A tu proszę.
Neris był szybki i silny, jednak z łatwością odparowywałem jego ataki. Było cholernie gorąco, po plecach spływały mi strużki potu. Walczyliśmy już dosyć długo. Mocniej ścisnąłem rękojeść katany, gdy ostrza przecięły się.
- Dosyć, już, już. – mistrz machnął ręką, podnosząc wzrok zza opasłego tomiska. Czy to przypadkiem nie on chciał zobaczyć jak sobie radzę ? Oparłem dłonie na kolanach, oddychając ciężko. Neris jest dobry, trzeba mu to przyznać. Spojrzałem na niego. On także był zmęczony. Ła, z moją kondycją nie jest aż tak źle.
- Dobrze się spisaliście, obaj. Nie będzie tak źle jak myślałem, a teraz jazda pod prysznic.  – powrócił do lektury, głębiej zapadając się w fotel. Gdy weszliśmy do domu, prychnąłem.
- Fajny mistrz.
- Nie, jest naprawdę spoko, tylko chce ci pokazać jaki to on nie jest ważny, poczekaj trochę – spojrzał na mnie z góry. Jeśli bym powiedział że nie irytuje mnie to, że jest wyższy, to bym skłamał. Można powiedzieć, że mam lekkie kompleksy związane z moim wzrostem. 175 to mało, uwierzcie.
- Gdy się wróciłem po twoje rzeczy to zupełnie nie wiedziałem co wziąć, więc po prostu zgarnąłem taką dużą czarna torbę.
- To dobrze, byłem spakowany. Dzięki – mruknąłem. – Macie tu w ogóle elektryczność ?
- A czemu mamy nie mieć ? – weszliśmy na poddasze, gdzie wskazał mi łazienkę. Wygląda na to, że mamy wspólną. – Pójdę pierwszy, ty się jakoś urządź czy coś. Jak skończę przyniosę ci ręcznik.
Jakoś specjalnie ciężko nie było mi się rozpakować, większość moich ciuchów została w domu. Przysiadłem na brzegu lóżka, wzdychając. Ile czasu tu spędzę ? Czy w ogóle jeszcze zobaczę moją rodzinę ? Nie żeby mnie to jakoś specjalnie interesowało. Hah, Kenji musi mieć teraz niezłą banię. Nie byłem lepszy. Jak każdy dzieciak chciałem przeżyć jakąś przygodę życia, być wyjątkowy. Wiecie, super moce i te sprawy. W sumie to nie było tak źle. A Neris był całkiem niezły. To znaczy, jako kolega, no. Tak, właśnie.


   - Proszę proszę proszę proszęęę – Kuroneko wdrapała się na moje kolana, gdy razem z Nerisem wieczorem wpadli do mojego pokoju. Po krótkiej walce zostaliśmy odesłani do biblioteki, gdzie do kolacji czytaliśmy książki, które polecił nam mistrz. Mi trafiła się akurat chemia, z której byłem całkiem niezły. Cały dzień minął zadziwiająco szybko.
- Neris ma dłuższe włosy .
- Ale twoje mają taki dziwny kolooor, zresztą, jego już mi się znudziły. No proszę – zrobiła smutną minkę, opierając się o mój tors. Ciężka bestia.
 – Nie i koniec.
Dziewczynka naburmuszyła się i zlazła ze mnie, perfidnie wbijając mi kolana w uda. Siedzieli tu już z godzinę, ale było całkiem zabawnie. – Zobacz, Neris zasnął. – zaśmiała się, a ja spojrzałem na chłopaka. Chyba sam nie zauważył kiedy odpłynął. Zakopał się w koc i odwrócił do nas plecami . – Chyba będziesz musiał dzisiaj spać z nim. Nie miej mu tego za złe, naprawdę długo czekał aż cię spotka.
- Długo czyli ?
- Jakieś 10 lat.
- Co ? Skąd on …
- Chce mi się spać, nie pozabijajcie się tylko z rana. Dobranoc – nawet nie zdążyłem ją o nic spytać, już wybiegła z pokoju z dziwną miną. Czemu niby mamy się pozabijać ? Westchnąłem i spojrzałem na łóżko. Było na tyle duże, żebyśmy obaj mogli się wyspać, ale nadal nie było to łóżko małżeńskie. Trudno, nie będę go już budził. Położyłem się koło niego, możliwe jak najbardziej przysuwając się do krawędzi. Neris oddychał spokojnie. Dziwne uczucie. Nasze życia zostały połączone wbrew naszej woli, od teraz będziemy spędzać ze sobą cały czas. Chłopak obrócił się, a jego ciepły oddech owiał mój kark. Wzdrygnąłem się lekko.


***
Boże, nie trzyma poziomu, przepraszam :c