Kuroś się postarała i jest nowy rozdział <3 Cieszcie się i zostawcie ślad życia.
***
Zacisnąłem palce na krawędzi blatu, nie zwracając uwagi na
ból ręki. Przymknąłem oczy, w jakiś sposób próbując obronić się przed swoją
słabością. Wiedziałem, że z łatwością bym się mu wyrwał, jednak nadal
siedziałem na tym durnym stole pozwalając mu szeptać :
- Kei, Kei, Kei …. – jego pełne wargi cały czas kształtowały
moje imię. Zostałem obezwładniony jego bliskością. Co się ze mną dzieje ? Gdzie
się podziała moja wyuczona obrona przed innymi ? – Tak długo czekałem …
- Czekałeś ? – wydukałem, próbując nie przestać oddychać.
Opuszki jego palców błądziły po linii mojej szczęki z dokładnością skalpela
chirurgicznego. Robił to delikatnie, jakby bał się mnie dotykać. A może raczej
nie mógł się tym nacieszyć. Ruchy jego dłoni ustały, zbliżył się do mnie i
musnął lekko moje usta. Poruszyłem się niespokojnie, mimo tego nie obrzydzało
mnie to. Nie było obleśne, nachalne. Zrobił to wręcz z czcią. Uśmiechnął się i
znów mnie pocałował, tym razem mocniej. Wpił się w moje usta, a ja się nie
opierałem. Dobra, przyznaje, całował nieźle. A nawet trochę więcej niż nieźle. Objął
wargami moją dolną wargę, pieszcząc ją. Zrobiło mi się gorąco.
- Neris, dlaczego mnie zamknęliście w domu ?! Martwiłam się !
– zamarłem i dosłownie czułem, jak krew odpływa mi z ciała. Głosik Kuroneko
rozbrzmiał w sąsiednim pomieszczeniu, a Neris oderwał się ode mnie w panice.
Szybko zeskoczyłem z blatu i chwyciłem apteczkę, udając, że pakuję do niej nożyczki
i bandaże. Dziewczynka wbiegła do kuchni ale wyhamowała, patrząc się na nas
dziwnie. – Co z wami ?
- Ahaha, nic takiego –
Neris zaczął rozmasowywać sobie kark ręką śmiejąc się głupkowato. Czujne oczka
Kuroneko przeniosły się na mnie. Cholera, ta mała bestia od razu wiedziała, że
cos jest na rzeczy. Zrobiła minę w stylu „I see what you did here” ale tak
byłem pewny, że niczego się nie domyślała. No bo, seriously, ja nawet nie
ogarniałem co się przed chwilą stało.
- Kei, dlaczego jesteś czerwony ? – podeszła do mnie i
stając na palcach, objęła małymi rączkami moje policzki. – Może masz gorączkę ?
- chciałbym. To by przynajmniej wyjaśniało moje dzikie zachowanie.
- N-nie, myślę że to przez upał – uśmiechnąłem się do niej
ciepło. Spojrzałem na Nerisa, kiedy
Kuroneko znęcała się nam moimi polikami ze śmiechem . Teraz już naprawdę nie rozumiałem
co tu się wyprawia. Oblizałem usta. Pozostał na nich smak jego śliny.
Mistrz odpuścił nam popołudniową lekcję twierdząc, że musi
coś załatwić, siedzieliśmy więc na tarasie udawaliśmy że coś czytamy. Już piąty
raz przebiegałem wzrokiem po tym samym fragmencie. Szkoda, że nie miał sensu.
Niesamowicie mnie nęciło, żeby go spytać, co mu strzeliło do łba. Problem
jednak w tym, że lepiej było nie zaczynać tego tematu. Na pewno wyszłoby na
jaw, że w zasadzie to nie było dla mnie takie złe. Boże, czy ty to kurwa
widzisz ? Właśnie przyznałem że całowanie się z chłopakiem wcale nie było
odrażające. Spojrzałam na niego zza opasłego tomu o jakiś fraktalach. Od dłuższego
czasu nie przewracał strony. Chyba nie tylko ja miałem problem braku koncentracji.
- Pewnie niedługo lunie – stwierdził Neris, przerywając
milczenie. Spojrzałem na niego i tak jak się spodziewałem, napotkałem wzrok
fioletowych tęczówek.
- I tak było za gorąco – odłożyłem książkę na bok,
wzdychając. W głowie cały czas odbijał mi się jego desperacki szept – „tak
długo czekałem...”. Co to miało do cholery znaczyć ? Zaczynało się już powoli
ściemniać, szybko minął mi czas. – Neris, a właściwie po co nam te rany na
rękach ? – spytałem, żeby tylko nie było tak cicho.
- Eh, no właśnie, jeszcze ci nikt nie wyjaśnił… To krąg
transmutacyjny. Gdybyś nie miał go na dłoni, musiałbyś za każdą transmutacją
rysować go na ziemi, co byłoby dosyć irytujące. – odwinąłem bandaż i spojrzałem
na ranę. Jadziła się, ale w sumie nie było tak źle. Neris przysunął się do mnie także odwinął
materiał ze swojej ręki. – Zobacz, mamy wyryte na rękach kręgi manipulacji.
Pozwolą nam one na połączeniu cech destrukcji i symbiozy, czyli na manipulowanie
materią. Na moim kręgu jest dodatkowy znak oznaczający że mam w sobie więcej z
destrukcji – ty masz więcej z symbiozy. Nikt
nie potrafi wytłumaczyć, czym właściwie jest alchemia. Wiadomo tylko, że jest
to związane z energią ziemi czy czymś takim. Te kręgi pozwolą nam zmienić
energię w co chcemy, istnieje tylko jedna zasada – zasada równowartej wymiany.
Żeby coś uzyskać, trzeba poświęcić coś takiej samej wartości. – popatrzyłem się na niego jak na debila. Zaśmiał
się – Jeszcze zrozumiesz.
Ciemne chmury
zachodziły na zachód słońca, tworząc kaskadę szarych i pomarańczowych barw. Woda
przybrała granatowy odcień, zwiastując sztorm, a wiatr się wzmógł. Spędzanie tutaj czasu tak bardzo różniło się
od … mojego wymiaru. Nie było imprez. Gier. Internetu. Niczego. Poza tym, byłem
z siebie dumny że aż 5 dni wytrzymałem bez fajek. Ale miałem jakiś wybór ?
- Macie tu w ogóle coś takiego jak papierosy ? – mruknąłem,
mrużąc oczy przed nagłym podmuchem wiatru. Chłopak położył się na plecach i
sięgnął ręką za jeden ze stosów narzędzi ogrodniczych. Po chwili podniósł się z
paczką w ręku. – Dopiero teraz mi to pokazujesz ?
- Było spytać – uśmiechnął się wrednie i zapalił jednego, podsuwając
mi paczkę. Rzuciłem się na nią jak
idiota. Nie wiem czy wiecie, jak paskudny potrafi był głód nikotynowy. Gdy w
końcu do moich płuc wleciał zbawienny dym, odetchnąłem głęboko. Czy
kiedykolwiek będzie mi jeszcze dane ujrzeć Tokio ?
Tej nocy Neris również zniknął. Tym razem wpadł na parę doniczek i trochę
poprzeklinał ale i tak chyba tylko ja się zorientowałem że w ogóle wstał z
łóżka. Lało jak z cebra, a ten debil pewnie wyszedł tak, jak stał. Przez niego
nie mogłem spać. Zły sam na siebie, warknąłem cicho w poduszkę. Deszcz
wystukiwał cichy rytm, a pokój co chwilę rozświetlał jasny błysk. Kręciłem się,
nie mogąc pozbyć się irytujących myśli i zakopując się w pościel. Usta Nerisa,
papieros, krew. Jego palce na mojej szczęce. Zapach. Ciepły oddech. I znów
grzmot. Pierdole, druga nieprzespana noc. Westchnąłem i podsunąłem prawą dłoń
do okna, czekając na rozbłysk. Na moment ukazało mi się krwawe kółko z tymi
dziwnymi maziakami. Symbioza ? Bardziej zasługiwałem na destrukcje.
W gruncie
rzeczy byłem tylko zagubionym dzieckiem w świecie dorosłych. Alkohol, imprezy,
seks. Zbyt często, zbyt dużo. Uciekanie przed psami, kłótnie z rodzicami, a to
wszystko pod idealną przykrywką dobrej, bogatej rodziny. Dewiza ? „Na pohybel wszystkim”. Jakoś nigdy specjalnie nie wierzyłem w
przeznaczenie, ale może to szansa, żeby wyrwać się z tego całego syfu? Chciałem tego, od dawna, ale to nie jest
takie proste jak myślicie. Jak już się wejdzie w złe towarzystwo, to
praktycznie niemożliwe żeby zawrócić. Może jednak nic się nie dzieje ot tak ? Jeszcze
nie rozumiałem, po co mam zostać tym całym Alchemikiem ani dlaczego, ale
wolałem niczego z góry nie skreślić. Dziwne uczucie – znałem Nerisa 5 dni, a
nie chciałem go zawieść. Jakim cudem, z moimi starymi żyłem 17 lat a miałem na
nich kompletnie wyjebane ? Nie wiem. Może to przez mały fakcik, że nasze życia
zostały złączone wbrew naszej woli szmat czasu temu. Ale, cóż, jak już wspomniałem, nigdy
specjalnie nie wierzyłem w przeznaczenie.
Nawet się nie zorientowałem, kiedy nastał ranek.
Neris wrócił w stanie nienaruszonym, w przeciwieństwie do
poprzedniej nocy. Nie spytałem ale, cholera, miałem taką ochotę. Podczas
śniadania spojrzał na mnie jak na debila, kiedy wpychając sobie łyżkami chrupki
kukurydziane do buzi dokładnie się mu przyglądałem, szukając jakiegokolwiek pretekstu
do rozmowy o dzisiejszej nocy, zadrapania, siniaka, czegokolwiek. Ale że ja to
ja, nic nie znalazłem. Mistrz wylazł na
chwilę ze swojej dziury oświadczając, że po 15 mamy się z nim spotkać na
dworze, bo czeka nas pierwsza lekcja alchemii. W zasadzie, nawet się
ucieszyłem. Tyle już o tym słyszałem że chciałem w końcu wiedzieć jak to
wygląda. Potem obudziła się Kuroneko,
która wpadła do kuchni i wlazła mi na plecy, prosząc żebym pomógł jej
posprzątać piętro. Neris pił kawę jednoznacznie dając jej znać, ze nie ma zamiaru
się dzisiaj nigdzie ruszać .
- Czyżbyś był obolały ? – spojrzałem na niego i uśmiechnąłem
się, może troszkę wrednie. Chłopak zakrztusił się ciemnym napojem, ale po
chwili kaszlu mruknął :
- Tylko trochę zmęczony. – Kei mistrzem aluzji.
- Kei, nie podnoś mi sukienki – oburzony głosik Kurneko
dobiegł znad mojej głowy, gdy próbowałem nie wciągać do płuc tych tragicznych
ilości kurzu. Mała machała miotełką przypominającą lisi ogon w kącie
przedpokoju na piętrze, siedząc mi na ramionach. Byłoby pięknie i cudownie, bo
Neko odwalała całą robotę a ja tylko ją trzymałem, gdyby nie to, że wszystko co
strzepywała leciało na mnie. Nie żebym miał arachnofobie czy coś, ale pająk za
koszulką nie jest zbyt miłym doświadczeniem.
- Długo jeszcze ? – jęknąłem, gdy kolejna pajęczyna wplątała
się w mój kucyk. Uhg, cofam to. Nie lubię pająków.
- Niee, ale potem jeszcze pokój Nerisa – omiotła wzrokiem
sufit i poklepała mnie po głowie na znak, że chce zejść. Westchnąłem tylko i sprowadziłem
ja na ziemie. Waży swoje. Moje ramiona cierpią.
Pokój Nerisa wyglądał tak samo jak wcześniej, może z
wyjątkiem ułożenia krzesła z ciuchami i paroma dodatkowymi talerzami. Na
wstępie potknąłem się o jego tenisówki, ale „na szczęście” złapałem się za
półkę z jakimiś książkami, oczywiście zrzucając wszystkie z nich i lądując
twarzą na podłodze.
- Jesteś gorszy niż Neris – Kuroneko przeszła nade mną
ostentacyjnie , a ja parskając wstałem, masując obolały nos. – Ogarniemy tylko
podłogę i powycieramy kurze. – serio, zachowywała się jak mała pani domu, co
było nawet słodkie. Miała taką zawziętą minę. No ale cóż, powiedziałem że
pomogę. Podczas gdy Neko zbierała ciuchy i układała buty, ja postanowiłem, że
pościele łóżko. Zawsze jakieś zajęcie.
- Trzyma pościel pod łóżkiem jakby co – powiedziała zza
jakiejś góry poduszek. Grzecznie i nienagannie wręcz ułożyłem mokrą (
wiedziałem że nie wziął parasola ani czegoś w ten deseń) pościel wraz z poduchą
w kostkę i schyliłem się, żeby schować to pod łóżko. Czekaj, zaraz… co ? Tuż
obok nogi leżały jakieś kartki. Sięgnąłem po nie i wstałem, mrucząc :
- Neko, gdzie to poło … ? – nie dane było mi skończyć
zdania, bo Neko rzuciła się na mnie w szalonym impecie. Upadliśmy na łóżko, a
ja przyładowałem głową w ścianę. Zapamiętać – nigdy już nie sprzątać z
Kuroneko, to grozi utratą życia.
- DAJ MI TOO – wyciągnęła swoją małą rączkę w kierunku papierów,
a ja automatycznie podniosłem je wyżej tak, że za nic nie mogła ich dosięgnąć.
Uniosłem jedną brew i spojrzałem na nią pytająco.
- Przecież to zwykłe, zapisane kartki ! – mała wdrapała się na
mnie wyżej – Co w nich takiego ?
- Proszę cię, po prostu mi je oddaj ! – z kartek wypadło
zdjęcie, a Kuroneko pisnęła przerażona. Miałem lepszy refleks niż ona, więc
mimo tego że musiałem przekręcić się na plecy i po nie sięgnąć, byłem od niej
szybszy.
- Co my tu mamy … - spojrzałem na fotografie, uśmiechając się
wrednie, ale mój wyszczerz szybko zszedł mi z twarzy. Zdjęcie przedstawiało mnie. Małego, 7
letniego mnie. Szczerzącego swoje uzębienie, a raczej jego braki. W przesłodkim
według mojej matki stroju marynarza.
- Prosiłam cię no… - jęknęła, wstając ze mnie – Neris mnie
zabije, powiesi mnie za jelita przed domem ! – zaskakujące skąd taka mała
dziewczynka znała takie określenia. Ale, nieważne ! Co tu robiło moje zdjęcie ?
- Czy on przypadkiem nie miał mnie zobaczyć po raz pierwszy
w życiu jakieś 5 dni temu ?
- To znaczy…. UGH, nie mogę ! Proszę cię, nie mów mu że to widziałeś.
- Dobra, ale..
-NIE POWIEM NIE POWIEEM – Kuroneko zasłoniła sobie uszy
rękoma i zamknęła oczy, drąc się na cały dom. Zapomniałem że w gruncie rzeczy była
maluchem. Spojrzałem na zdjęcie i wpakowałem je z powrotem między kartki. Tak,
to się robi coraz dziwniejsze.
I oto to mojej magicznej list doszło kolejne pytanie, które
z chęcią bym mu zadał, ale nie mogę. Zrobiło się już ich całkiem sporo. Niestety.